środa, 9 sierpnia 2017

Lody śmietankowe

Są takie rzeczy, które ranią serce ongiś złamane. Najgłupsze drobnostki przybierające znane już kształty szczęki, palców, samochodów, nazw. Szczypią i pieką w oczy jeszcze dosadniej, gdy to serce złamano tylko raz, ponieważ ich formy są ostrzejsze, wyraźniejsze. I tak to trwa, dopóki skóra dłoni nie stanie się twardsza, a włosy dłuższe. Lecz im więcej pieprzyków na ciele, tym bardziej zamglone stają się te kształty, wciąż widziane młodymi oczami. Co za błogosławieństwo!

Jestem spokojna i statyczna, przez co mam skłonności do takiego rodzaju tradycjonalizmu, który przystoi tylko osobom siwym. Chłopcy, którzy mi się podobają, uważają mnie z tego powodu za nudną. A ja mimo to lubię białe ściany, stare książki, duże paprocie i starannie zasłane łóżka. Lubię najprostsze lody - śmietankowe chmurki w chrupiącej czekoladzie, na patyku. Nie wymagają żadnych ceremonii, można je jeść wszędzie i zawsze. A i znaleźć je można na połowie mapy świata. Latem lubię wychodzić na krótkie spacery, łapać ostatnie słoneczne promienie i kupować sobie śmietankowe lody na patyku. Równie dobrze mogłabym kłaść się na łące, na północy od morza, i łapać na wędkę puszyste chmury. Zamiast tego spaceruję jednak do najbliższego sklepu i wracam z torbą pełną składników na sernik, który upiekę wieczorem i zostawię na noc w lodówce, żeby rano zacząć dzień najlepiej jak się da. Idę wtedy między domami wyszytymi firankami i jem lody śmietankowe, a ponieważ trochę mi się nudzi, jem je w sposób wystarczająco zawadiacki, by przyciągnąć spojrzenia innych osób na chodniku. Prawie jak Tatiana, siedząca na leningradzkiej ławce.

Zdjęcie Prospektu Newskiego z ok. 1940 r.*

Wiatr rozwiewał jej włosy, więc przytrzymała je wolną ręką, krążąc wargami po małej, beżowej kulce na stożkowatym wafelku. Założyła nogę na nogę, potem ją zdjęła, odrzuciła do tyłu głowę i czując, jak w gardle rozlewa jej się słodka lepkość, zanuciła piosenkę, którą ostatnio śpiewali niemal wszyscy: "Pewnego dnia spotkamy się we Lwowie, mój ukochany i ja". Kiedy oderwawszy wzrok od lodów, spojrzała przed siebie, zobaczyła, że z drugiej strony ulicy patrzy na nią jakiś wojskowy. W normalnych okolicznościach Tatiana ominęłaby go wzrokiem i poszła dalej, zwłaszcza, że ten gapił się na nią z miną, jakiej nigdy dotąd u nikogo nie widziała. Przestała lizać lody.*

Rzecz zaczyna się rozkosznie prosto, ale Tatiana nie pójdzie już dalej, a żołnierz nie przestanie się na nią gapić oczami pełnymi dziecięcego zachwytu. Lody to bowiem pokarm miłości, a i ostatecznie miłostki są trochę jak lody. W odpowiednim momencie widać, czy się wygrało. Nie udało się? SPRÓBUJ JESZCZE RAZ. POWODZENIA!


........................................................................................
*zdjęcie znalezione na stronie o Sankt Petersburgu
*cytat pochodzi z "Jeźdźca Miedzianego" Paulliny Simons, tłum. Jan Kraśko